Spowiedź LaPalmowa :)

Opublikowane przez Kinga w dniu

IMG_9204

Stary selfie, before it was cool

Nadszedł ten moment. Gdzieś z tyłu głowy miałam przez ostatnie trzy lata takiego małego, łysego, wrednego ludka, który tyrpał mnie widelcem w mózg kilka razy na tydzień. A już szczególnie jest łysy i tyrpie, gdy dostaję wasze maile. Wiedziałam, że że prędzej czy później nastąpi moment odsłony – tylko nie wiedziałam jak. Teraz wiem jak.

Opada kurtyna poprawnej moralnie iluzji, trochę mojego alter ego skroplonego ekstraktem z dziury między rzeczywistością a rzeczywistością pożądaną.

Coming out

Proszę państwa, kamraci i kamratki, nastąpiło z mojej strony nieetyczne kłamstwo poprzez przemilczenie – nie ma mnie na La Palmie i to już trzy lata. Się wymsknęłam cichaczem.

Ach, weźcie uciszcie to płaczące dziecko i skomlącego wilka!

Królówa jest naga (proszę schować erekcje) i co prawda dalej na wyspie, też zielonej, ale w innym kraju i w innym klimacie, mieszka.

Jeśli komuś z Was odpowiedziałam na maila “W tym terminie, kiedy będziecie na La Palmie, niestety mnie nie będzie, ale za to będzie Karolinka…” to już wiecie o co chodzi.

Już w ten karnawał! :)

Już w ten karnawał! 🙂

Moja dusza ciagle jednak siedzi na wyspie, wbita pazurami, i się stamtąd nie rusza, a lokalne babcie ratują ją przed zamianą w gwiezdny puch wpadając dokarmić ją niewidzialnymi resztkami bananów i kozim mlekiem niczym w „Dziadach”. Czasem przywołuję ową duszę stamąd tu, żeby ruszyła swoje powiewne, transparentne dupsko i pobyła ze mną trochę bardziej tu i teraz, we Irlandyi, ale wygląda na to że La Palmy się nie da wyplewić z rdzenia kręgowego serca.

„A na La Palmie” to takie coś, do czego musi się przyzwyczaić ten, kto planuje przebywać przy mnie z jakąś częstotliwością większą od sekundy świetlnej. Tak już mam. Kto tu był, ma przerąbane na zawsze i tyle.

Deum offendi. Deum peccavi. Lorem Ipsum, mea culpa.

Pokuta

Za chwilę jadę na La Palmę. Bilety są. Los Indianos czeka. Dziękujemy ci, o, Norwegianie, Ryanairze, Fred Olsenie.

Nanananaaa!!! :)))

Śmieszność odwrotności

Radam z nadchodzącego nowego doświadczenia i przebieram naprzemiennie nóżkami. Lekko odstrasza, acz i fascynuje to, że… hm… wiecie? Tak naprawdę to po raz pierwszy będę na wakacjach na La Palmie.

Po tym nas rozpoznacie

Po tym nas rozpoznacie

To nader wielce diabelsko ekscytujące, a nawet bardziej.

Będę tą białą, z drugim białym, wysokim i chudym, z aparatem na szyi, sandałami, skarpetkami, paliczkiem do chodzenia po szlakach i zylionem szeleszczących turystycznych euro w kieszeni, które rozsypię po Calderze na pożarcie muflonom. Gdyby ktoś spojrzał w encyklopedii szukając hasła „Turyści na La Palmie”, pojawi się właśnie postać ma i mego lubego.

 

 

10420257_10153034199490419_7758874562790681845_n

The Hiker, Pomnik turysty we Fuencaliente

Będę wynajmować samochód i świecić z tyłu nie naklejką z Grają, ale Rent a Carem. Będę oglądać Los Balcones i robić „wooow” i zdjęcia. Muszę kupić olejek do opalania. O, empatio czytelnika, ty wiesz, jak ja się teraz dziwnie czuję? 🙂

Będę musiała sobie przypomnieć jak to było nigdzie się nie spieszyć. Będzie ciężko, mając na uwadze, że podług książki Geography of Time, Irlandia jest jednym z najbardziej spieszących się krajów świata.

Lapalmowa Kinga wie, że trzeba zabrać piżamę, kurtkę i szaliki. Turystyczna Kinga nie ogarnia, że jedzie na Kanary i musi zabrać piżamę, kurtkę i szaliki i to z własnej woli. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że po prostu muszę zabrać piżamę, kurtkę i szaliki 🙂

Tajność Punktowa

Ogłaszam wszem i wobec światu, że jadę, ale jest jeden warunek. Nic nie mówcie Sabinie z La Vitaminy. To wizyta-niespodzianka. Zablokowałam dostęp do strony Hiszpanii i liczę na waszą solidarność, bo jak nie, to w ryj dać mogę dać. A jak tak, to radość i konfetti.

Swoją drogą, ciekawam, czy eksperyment takiej solidarności tajności w internecie się powiedzie; dam znać, jakie będą wyniki 😉

Dylemat

Jako oprowadzacz potrafiłam wepchnąć wizytantom całą La Palmę w cztery, a czasem nawet dwa dni. A ja tu tymczasem prawie na dwa tygodnie sobie jadę, dzisiaj robiłam rozpiskę co gdzie i kiedy, i załamuję ręce i inne kończyny. No nie da się, po prostu nie – da – rady, nie ma szans, nie zrobię wszystkiego, co bym chciała zrobić. Nie zobaczę się ze wszystkimi, których chcę zobaczyć.

To moje przekleństwo, że znam za wiele zakątków, do tego każdy to jakieś wspomnienie które chcę odkurzyć i no ja wiem no… Przeżyć to. Przeżyć.

http://youtu.be/Z9VQ089v9VQ

Ale, ale! Już za chwilę sól ze skórek ziemniaków na moim języku. Już zaraz chrupiące kalmary. Już zaraz morze chmur, już zaraz lawa i wiatr i brudne od soli okulary! Już zaraz kozie mięso (ha, wraz z przejściem do cywilizacji, rzuciłam wegetarianizm!) i skrzypiące delikatnie na języku świeże sery. Papaje, lasy bananów, czarny piasek i hipisi w jaskiniach. Niemożność wysikania się w Los Indianos, kawa, czekanie pół godziny na kelnera i koktajl papajowo-pomarańczowy. Karolina, Sabina i dużo wina 😉

Pomódlmy się do Guanczów o brak sztormów i deszczu. AAA dziewice ofiarne w dobrym stanie przyjmę.

Mogą być nieopalone.

Amen 😉

PS.
Błagam… nie gratulujcie mi na wpisach na profilu na facebooku! Plan jest taki, że La Vitamina zobacza wpis na fejsie, wchodzi tu na stronę, która nie działa, mówi mi to, a ja jej skomlę, że no, coś się zjebało. Ale fejsa widzi i komentarze na nim też. Więc solidarność, plis, solidarność 🙂 Możecie się cieszyć tutaj w komentarzach 😀 Czy o czymś jeszcze nie pomyślałam?…


8 komentarzy

Polak w kraju Franków · 16 września 2015 o 20:13

Ciekawie napisane, mimo jakby sporej dawki narcyzmu…

Ja tam wolę tak jak tu, na południu.

Zimno, deszcz dobre raz na jakiś czas, poza tym brrr.

Aspa · 2 czerwca 2015 o 07:53

Hehe! TYLKO czterdzieści dni i nocy deszczu, latem?! No to przeciez już by było specjalne posiedzenie parlamentu na okoliczność suszy i konieczności pomocy farmerom 🙂
Pozdrawiam serdecznie
Piotr

Aspa · 1 czerwca 2015 o 18:13

Droga bialogłowo – zaczytuje się blogiem od kilkudziesięciu minut, korzystając z uroków deszczowego Bankowego Święta. Tak, skoro bankowe święto to znaczy, ze… mieszkam w Eire i to juz tak długo, że nie tylko mam black pudding zamiast mózgu i guinessa zamiast krwi, ale tez pamiętam, gdy tutaj zylo sie spokojnie i wolno, przynajmniej w pozadublinskiej rzeczywistosci.
Mam od jakiegos czasu… może nie obsesję, to za duże słowo, ale takiego malego, pieczolowicie pielęgnowanego pierdolczyka, zeby pieprznac to wszystko i wyjechac z rodzina gdzieś, gdzie swieci słońce. Z powodów szkolnych (dzieci nie mówią po hiszpansku, chociaz mowią po irlandzku) a także zawodowych (nie wiem, czy potrzaba tam kogos o mojej profesji, a banany hoduję raczej kiepsko, nawet karłowate) – jest to utopia, bo rodzina na utrzymaniu to jednak nie ten sam poziom wolnosci, co singiel lub para.
Ale oto ostatnio wraz z żona podjęliśmy mocne postanowienie wygrania w Lotto i to na tyle wysokiej sumy, by móc opłacić dwujęzycznych nauczycieli dla Zygzaków, jak nazywamy nasze Potwory i jednak sie na te czarne piaski przenieść. Motywacja jest, teraz trzaba tylko skorumpować tych panów od Lotto, żeby maszyne zaprogramowali odpowiednio 🙂
świetny blog, przyjenie pisany. Pozdrawiam serdecznie agus buíochas a ghabháil leat go mór as an méid atá tú a dhéanamh!

    Administrator · 1 czerwca 2015 o 19:27

    Pozostaje mi tylko odpowiedzieć:

    To tyle

ciekawa · 8 marca 2015 o 22:13

Jak to się stało, że mieszkacie na La Palmie?! 🙂

Jarx · 1 lutego 2015 o 15:54

co to jest tam w oceanie na pierwszym zdjeciu obok kapsla od butelki?
wyglada jak jakieś zpixelowane w fotoshopie “coś”…

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *