Post Indianos – dzień-kaco-dobry [video] ;)
Do Los Indianos pozostało jeszcze 364 dni… (choć wg. własnego licznika 349?) Nie chcę zawieść czekających na materiał karnawałowy; biegam bardzo zakręcona; mimo tymczasowego braku netu, załączam materiał filmowo-fotograficzny.
Zlot białasów rozpoczyna się wcześnie rano, ale to opcja dla wytrwałych; większość dociera do Santa Cruz koło 16.00. Z okazji mego zakręcenia dotarłam dopiero o 18, i tu już niespodzianka – pusty autobus w dniu Los Indianos! Opad szczęki – normalnie trzeba czekać sporo w kolejce, w środku siadasz jeśli masz szczęście, w ogóle masz szczęście jeśli autobus się w ogóle zatrzyma 🙂 a po odstaniu kolejki może się okazać, że nie ma dla ciebie miejsca i trzeba czekać dalej.
Nie obeszło się bez przygód, sztuk 2.
Przygoda 1: Idę sobie ulicą i widzę trzech gości na uboczu, coś nawijają w jakimś języku dziwniebrzmiącym. Pytam po angielsku, skąd są. A z Bułgarii są. Trzech bułgarów, ani mu po hiszpańsku, przebrani na biało i nie mieszkają tu… co oni tu robią? Pytają się, gdzie jest impreza. No jak gdzie? Wszędzie! 🙂 Za dużo ludzi, mówią. Dwóch się oddala na chwilę i został jeden – duży, starszy, brodaty. Okazuje się, że to kapitan jachtu i jego załoga (no, widać po twarzy, że kapitan); przypłynęli na regaty na parę dni i niebawem zmywają się. Kapitan zasmucony pyta, czy mogę mu pomóc. Szuka dziewczyn dla swojej załogi… Wpierw parsknęłam śmiechem (że niby jak JA mam mu w tym pomóc?) ale grzecznie wytłumaczyłam, że na ulicy dziś dziewczyn na noc sobie nie znajdą, i że procedura w takich wypadkach każe czekać na następny dzień i podzwonić do numerów z gazety… Pazdrawlaju 🙂
Przygoda 2… Stoję z ekipą „antysystemowych-palmeryjskich” znajomych – główne tematy rozmów, które nie byłyby z dziedziny „ładna dziś pogoda”, to eksploatacja zasobów naturalnych, niesprawiedliwość wobec narodu saharyjskiego, samowystarczalność , antypolityka, walka ludu i takie tam 🙂
Od stycznia wprowadzono absolutny zakaz palenia w lokalach, co uważam, wraz z owymi znajomymi – w tym niepalącymi – za idiotyzm. Wcześniej bary dzieliły się na
a) dla palących. Nie chcesz to nie wchodzisz;
b) dla niepalących. Nie chcesz, to nie wchodzisz;
c) ze strefami dla palących i niepalących. Nie chcesz, to nie wchodzisz…
Prawie wszystkim ten system grał, spotkałam tylko jednego gościa, który mówił „jak takie jest prawo, to trzeba je przestrzegać!” – a mówił to popijając piwo na ławce przy plaży, czyli w miejscu publicznym – czyli łamiąc prawo.
Zarówno dla palenia jak i spożywania alkoholu w miejscach publicznych (czy parkowania na rondzie i na chodnikach w dniu Los Indianos) – istnieje istotne przyzwolenie społeczne.
Stoimy więc i ekipa sobie pali – wokół jakieś 800 osób. I nagle wyskakuje jakaś babcia – Co mi pan tu pali przed nosem! Sobie nie życzę! Pan mnie tu zatruwa!!! Rozejrzałam się, na oko co trzecia-czwarta osoba wokół mnie w tym momencie miała papierosa w ręce.
Okazuje się, że nie wszyscy potrafią się bawić w Los Indianos – jak ktoś ma kwadratowy mózg, to nic go nie wyprostuje, lub raczej zaokrągli.
Do walki włączył się jakiś jej szwagier, próbując wyperswadować nam, abyśmy się troszeczkę odsunęli i po sprawie. Ja osobiście – nie paląc – nie miałam ochoty się stamtąd ruszać, babci jak się nie podoba impreza na dworze, to niech nie siada w samym jej środku, tylko niech się sama odsunie, albo niech sobie idzie do domu i ją obejrzy w TV.
Moi antysystemowi koledzy natychmiast podzielili się na dwie grupy – „ja się stąd nie ruszam” i „nie warto, daj spokój, chodźmy stąd”. Babci już prawie sztuczna szczęka wyskakuje z wściekłości, że posłusznie sobie nie idziemy, ja wzięłam szwagra na bok i zastosowałam wszelkie psychotechniki jakie znam; w 2 minuty podał mi rękę i się przeprosiliśmy. W międzyczasie ekipa się tak pożarła z babcią, że… poszli gdzie indziej! No szlag by ich… 🙂
Takich to mamy antysystemowców… 🙂
Video – przepraszam, że na szybkensa zmontowane, i że bez napisów, ale nieprędko będę miała na to czas, więc lepszy rydz niż nic. Viva el carnaval!
0 komentarzy