Nowa plaża w Santa Cruz, jupijajej!
Witajcie Palmerzy i Palmeryjki. Tym przez ostatnie dni żyje nasza kochana wysepka: po pięciu i pół roku – z trzyletnim opóźnieniem – nareszcie otwarto wielką, 550-metrową plażę w stolicy wyspy, Santa Cruz. Po zdjęciu szpecących miasto od lat metalowych ogrodzeń pierwsi localsi zaczęli nieśmiało dreptać po czarnym piasku i maczać nogi w na razie jeszcze chłodnej wodzie.
Nie było fajerwerków, nie było przecinania jedwabnych wstęg, wszystko jakoś tak ukradkiem, bez czerwonych dywanów, jakby z ukrytym w tle zażenowaniem z powodu bulwersującego poślizgu. Jakby urzędnicy chcieli schować głowy w, nomen omen, piasek. Wieść uderzyła znienacka, data rozdziewiczenia plaży została ogłoszona niewiele przed samym wydarzeniem. Jednak… Palmeryjczycy się jarają, cieszą swoje opalone mordki i mówią, że to “muy bien!”. Szczególnie ci starsi, dla których “nowa” plaża to tak naprawdę powrót do ich dzieciństwa.
Do XX wieku bowiem Santa Cruz miała swą naturalną plażę; kamienista, często maltretowana przez sztormy, była dawniej portem dla łódek rybackich i handlowych, później także miejscem uciech i rozrywek ludzi bogatszych, takich jak, na przykład, sporty wodne. Dopiero w 1949 roku zastąpiła ją droga Avenida Maritima i powstanie darmowego parkingu, za którym dziś tęsknią wszyscy zmotoryzowani. Cały teren parkingowy był też miejscem imprez i koncertów muzyki salsowej pitu-tu pitu-tu pitu-tu, przede wszystkim tych karnawałowych.
Zadowoleni i pozytywni Palmeryjczycy z radością rozsiadają się więc na stołecznym czarnym piasku. Do wynajęcia za drobną opłatą są parasolki i leżaki, do których mam ambiwalentny stosunek, bo zalatuje mi to komerchą i psuciem La Palmy. Plaże mają być dziewicze i już. Jak ktoś chce cień, niech sobie posadzi palmę kokosową. Tyłek ma być na ręcznikach, albo nawet bez ręczników – rozkładanie się na piasku po kąpieli i tym samym zamienianie się w czarnego krokieta z doświadczenia jest zabawnym sposobem spędzania czasu. Zabierajcie te swoje parasolki na Teneryfę, gdzie ich miejsce.
Pozytywnie natomiast oceniam profesjonalne dopasowanie plaży do potrzeb osób starszych i niepełnosprawnch – na wyposażeniu są specjalne wózki, które, obsługiwane przez dwóch ratowników, pozwalają na przespacerowanie osób z ograniczoną możliwością ruchu przy samej linii brzegowej.
Fajne jest też to, że nareszcie można zobaczyć panoramę całej stolicy, stając vis-a-vis tejże. Dotychczas możliwe to było tylko dla szczęściarzy z dostępem do żaglówek czy łódek rybackich.
Rzeczy, których nie mogę się doczekać:
– Rano zjeść lody na plaży w Santa Cruz, po południu napić się nań świeżo wyciśniętego mojito, a w nocy wina, najlepiej czerwone Tendal (plaża na razie nie jest oświetlona, więc w to mi graj).
– Zrobić fotkę moich seksownych stópek na piasku i wrzucić na Instagrama. Najlepiej po serii zdjęć obiadów i selfików z teleskopami, wulkanami i dżunglą w tle. Patrzeć, jak lecą lajki i mieć ego w kosmosie.
– Spędzić tu noc przesilenia letniego – Noche de San Juan – święto, podczas którego tradycja nakazuje wszystkim udać się w nocy na plażę, robić ogniska, przeskakiwać przez nie, śpiewać i grać, praktykować wszelakie zabobony i spożywać alkohol. Może ktoś z Was się udaje? Może jakiś last minute? To naprawdę fajna impreza. Czekamy na fotki i relacje!
I przede wszystkim:
– Bawić się na plaży w Santa Cruz podczas Los Indianos 2018, do których zostało jeszcze tylko 294 dni – być może teraz jest dobry czas, by już bookować wakacje?
Jeszcze za wcześnie na ostateczną ocenę, czekamy także na pierwsze relacje odwiedzających. Czy plaża przebije piękne Puerto Naos albo słoneczne Tazacorte? Czy sprawi, że na Avenida Maritima powróci życie towarzyskie? Czy będą chodzić po niej hipisi sprzedając ciastka i rękodzieło? Bo czy na plaży będzie pełno ludzi – o to się nie boję.
0 komentarzy