La Palma trwale i nieodwracalnie uszkadza mózg
Może się to objawiać uporczywymi snami, chronicznymi napadami tęsknoty i melancholii, a także nagłymi, nieregularnymi przypływami endorfin, czasami mylonymi z charakterystycznymi dla menopauzy falami gorąca. Pośród rzadziej spotykanych symptomów wyróżnia się nieuzasadnione zainteresowanie migracjami ludów afrykańskich i sztuką naskalną, osłabienie mięśni spowodowane nadmiarem potasu od kompulsywnej konsumpcji bananów, szukanie analogii tam, gdzie ich nie ma, wzrost tolerancji na muzykę latynoską oraz kamienie żółciowe z lawy.
Lekarze spierają się nadal, czy tworzenie zdań potrójnie podrzędnie złożonych jest chorobą stricte palmeryjską czy też genetyczną.
Dla lapalmowego mieszkańca wyspa staje się mapą wszechświata, więc „zakupy” to Los Llanos, „rozrywka” to fiesty, „chcę być sam” to Garafía, „lećmy na księżyc” to Teneryfa (totalny margines: ziomy na Teneryfie robią wycieczki, polecam). Fascynujące jest także zjawisko, w którym La Palma staje się mapą umysłu.
La Palma chronicznie mi się śni. Jeżdżenie w snach po serpentynach palmeryjskich odludzi odzwierciedla jakieś rozkminianie mniej odwiedzanych meandrów podczaszkowych zwojów. Prawdopodobnie tych poza granicami świadomego poznania – ale to jest śnienie pozbawione napięć, takie bezstresowe rozkminianie (zresztą, najgorszy koszmar, jaki może się trafić na La Palmie, to utknięcie na remontowanej drodze do Fuencaliente). Te senne serpentyny najczęściej mieszczą się właśnie na zadupiach La Palmy – górskie fragmenty Barlovento, Garafía, Puntagorda. Jeździ się i jeździ, zakręt za zakrętem, zastanawianie, rozważanie, przeżywanie.
Lustro geografii La Palmy wobec umysłu działa w obie strony. Meandrując w snach w okolicach Juan Adalid (najodleglejsze miejsce na wyspie oprócz zakątków Caldera de Taburiente), czuję, że macam granice poznania w korze mózgowej. Jeśli jako mieszkaniec poruszam się fizycznie po Juan Adalid, to jest wyprawa na granice dostępnego wszechświata, przygoda, pielgrzymka; trzeba wziąć prowiant, scyzoryk, amunicję i przypomnieć sobie, jak to jest nie mieć zasięgu. Dosłowniej: fizycznie to odwiedzanie trudno dostępnego krańca małej planety, na zboczu, bo dalej już tylko ocean.
Pewien leśny sen ulokowany gdzieś w rejonach łączącego zachodnią i wschodnią połówkę wyspy, na przejściu w formie tzw. tunelu pogodowego, w okolicach nomen omen El Paso – czyli „przejście” – wydawało się zatrzymywać gdzieś na granicy półkuli lewej i prawej.
Nieistniejące, gęste i piękne grobowisko z kamieni wapiennych barwy zbyt na La Palmę jasnej, zdecydowanie w pewnym śnie mieściło się na mega stromych zboczach Puntagorda. Nie wiem, co mam z tym zrobić – może wapnieje mi szyszynka?
La Palma jest nieskończona i mimo lat na niej spędzonych, nadal daleko jest do zobaczenia wszystkiego (głównie niezobaczone pozostają trudnodostępne czy niepopularne miejsca w górach). To pompatycznie symbolizuje wykorzystanie przez nas tylko 10% mózgowia.
Nie wiem, czy macie podobne odczucia, ale nocne wyjazdy ponad chmury na Roque wydają się być odłączeniem od ego, psychodeliczną wycieczką do superego, odłączeniem od świata doczesnego i przynależących mu pierdół; tam na chwilę łączysz się z kosmosem i wszechświatem, w sposób najbardziej mistyczny i intensywny, na jaki pozwala doświadczanie uniwersum na trzeźwo, bez chemiczych środków poszerzających świadomość. Tam nawet długie, egzaltowane zdania pełne przecinków tracą na chwilę jakiekolwiek znaczenie. Jesteś gwiezdnym pyłem, ziarenkiem w chaosie wszechświata. Macie podobne odczucia, czy tylko ja zwariowałam?
Kto ma już uszkodzony mózg – uprzejmie donoszę, że choroba ta nie jest uleczalna. Pewnym antidotum łagodzącym symptomy jest kąpiel w basenie pełnym szczeniaczków, lekarze i farmaceuci zalecają też kompresy z jedwabiu maczanego w winie. Kto dopiero planuje uszkodzić swój mózg, uprzejmie donoszę, to fajna choroba jest.
A jeśli chcesz wesprzeć moje leczenie psychiatryczne, kup pan przewodnik?
2 komentarze
Elzbieta · 19 listopada 2018 o 20:30
A ja się od dłuższego czasu zastanawiałam, co jest ze mną nie tak??? Co z tą moją biedną głową, a zatem, co z tym moim mózgiem??? A on jest po prostu trwale uszkodzony… Potwierdzam wszystko: tęsknota za La Palmą jest niestety nieuleczalna. Dolegliwości można tylko złagodzic wracając na tę przesympatyczną, niezwykle piękną, maleńką wysepkę, gdzie widoki przyprawiają o zawrót głowy i gdzie podają najlepsze barraquito. La Palma -mi amor, amor a primera vista.
Sabina · 18 listopada 2018 o 21:26
Dokladnie tak jest, jak napisalas. Szczegolnie o lapalmowej nieskonczonosci. Im dluzej tu jestem, tym wiecej cudnych, zapierajacych dech wspanialosci odkrywam. Dzisiaj zrobilam trase z Los Llanos do Las Manchas, odbicie na Gloriete, troche pol lawowych i malymi caminos pomiedzy slicznymi domkami jak dla lalek z powrotem do Los Llanos – kolo 6 godzin spacerku. A zachod slonca byl spektakularny. I mozg mam jak nowy, umyty tymi widokami, zapachami i wrazeniami. Buziaki Kinga, do zobaczenia na La Palmie 🙂